Wpakowałam się do samochodu Olgi
razem ze wszystkimi tobołkami, a psa usadowiłyśmy na tylnym siedzeniu. Do
Warszawy był kawał drogi, ale Olga, jako świetny kierowca łamała wszystkie
możliwe przepisy, więc trasa minęła nam szybko. Zaparkowałyśmy na hotelowym
parkingu. Olga wyciągnęła nasze bagaże i poszłyśmy w kierunku recepcji. Za ladą
stała całkiem ładna blondynka. Wyglądała na sympatyczną.
-
Mamy rezerwację na dwa noclegi na nazwisko Alicja Krause – powiedziała Olga,
podczas gdy ja rozglądałam się za windą, której nijak nie mogłam dostrzec.
Mrużyłam oczy, ale na nic się to nie zdawało.
-
Pokój 389 na samej górze. Życzę miłego pobytu. – uśmiechnęła się.
Odeszłyśmy
od recepcji, po czym zadałam Oldze pytanie.
-
Czy widzisz tu może windę?
-
Przed tobą Ala… - mruknęła pod nosem, z trudem powstrzymując śmiech, za co nie
miałam do niej pretensji.
-
Faktycznie. Przynajmniej ty nie jesteś ślepa. – zrobiło mi się głupio. –
Chodźmy wreszcie, padam na nos. – zdecydowałam.
Zaczekałyśmy
na windę i wyjechałyśmy na dziewiąte piętro. Odnalazłyśmy nasze lokum i
weszłyśmy do środka.
-
Całkiem dużo miejsca. – stwierdziła Olga.
-
Przynajmniej mamy dosyć długie łóżka. – roześmiałam się.
-
Mój brat by się ucieszył! – roześmiała się moja współlokatorka.
-
Właśnie. Co słychać u Nikołaja? – spytałam. – Gra teraz w Resovii, no nie?
-
Tak. Całkiem nieźle mu idzie. Musisz się kiedyś ze mną wybrać na mecz.
Atmosfera na Podpromiu jest niesamowita!
-
W sumie, to czemu nie! – uśmiechnęłam się.
-
Przecież lubisz siatkówkę. Cały czas śledzisz plusligę.
-
Lubię nawet bardzo, ale dobrze wiesz, że nie mam za bardzo na nią czasu. Gdybym
widziała chociaż trochę lepiej, kto wie, może spróbowałabym grać. –
zastanowiłam się. W sumie, nie byłby to głupi pomysł, chociaż przy moim
niewielkim wzroście, mogłabym zostać co najwyżej Libero, a ze swoim „sokolim”
wzrokiem, piłki odbierałabym chyba „na czuja”.
-
Mogłabyś być trenerem. Masz donośny głos. – roześmiała się Olga. Wzięłam
poduszkę, którą miałam pod ręką i rzuciłam w nią z całej siły, głośno przy tym
rechocząc.
-
Ale tak na poważnie, to szkoda, że nie utrzymali tytułu. – powiedziałam.
-
Wielka szkoda. Mieli szansę na trzeciego mistrza. Nikołaj był bardzo
zawiedziony, chociaż srebro to dla niego i tak duży sukces.
-
Masz rację. – uśmiechnęłam się. – Chodźmy się przejść. O rany! – krzyknęłam
nagle. – Frodo został w samochodzie! – złapałam się za głowę.
-
Faktycznie. Chodź szybko. Szybko w miarę możliwości, pojawiłyśmy się na
parkingu. Mój pies cierpliwie czekał na tylnym siedzeniu, obserwując okolicę.
Olga
otworzyła drzwi, a Frodo skoczył na mnie i zaczął mnie lizać.
-
Widzisz kochany piesku, jaką masz niedobrą panią? Zostawiła cię samego w tym
małym samochodzie. Takiego dużego psiaka! – zaczęłam go przytulać. Chyba mi wybaczył,
-
Wypraszam sobie! Mówisz, że Qashqai jest mały? Świetne auto! 150 KM!
-
Nie mówię, że jest zły, ale chyba dla dużego zwierzęcia nie ma wystarczająco
dużo przestrzeni, nie sądzisz? – próbowałam udobruchać koleżankę. Wzięłam smycz
i zapięłam psu.
-
Chodźmy się w końcu przejść. Frodo, prowadź piesku! – powiedziałam i ruszyłyśmy
w kierunku Pałacu Kultury.
Następnego dnia, Opera Narodowa
-
Będzie ciężko. – mruknęłam pod nosem, widząc tłumy ludzi, kręcących się koło
sceny. Obejrzałam się dookoła. Trzeba przyznać, że Opera Narodowa robiła
wrażenie. Potężny gmach od środka wyglądał jeszcze lepiej niż z zewnątrz.
Przechodziły mnie dreszcze na myśl, że za dwa dni będę tu śpiewać przed pełną
publicznością.
Zaczęłyśmy
schodzić po schodach. Olga szybko i sprawnie, ja wolno i nieporadnie,
upewniając się, czy nie zlecę przy każdym kolejnym kroku. Na nic się to nie
zdało, bo na samym dole prawie wywinęłabym orła, gdyby nie koleżanka, która
ciągle była „w pogotowiu”.
-
Dzięki. – szepnęłam uśmiechając się niemrawo.
-
Nie ma sprawy. – odwzajemniła gest.
-
Panie z Krakowa? – usłyszałam za sobą głos starszego mężczyzny. Odwróciłyśmy
się. – Paweł Styka. Dyrektor chóru. – podał mi rękę, którą uścisnęłam.
-
Zgadza się. – powiedziała Olga.
-
To wspaniale. Czekaliśmy na was. Szczególnie na panią, pani Alicjo.
-
Naprawdę? – zdziwiłam się. Nie wiedziałam, że robię za legendę.
-
Istotnie. Pani Olgo, panią zaprosimy do chóru. Brakuje nam altów, świetnie, że
pani przyjechała. Proszę iść prosto, tam, gdzie stoi nasz kierownik. – wskazał
dłonią na wysokiego mężczyznę. Trudno mi było ocenić w jakim był wieku, bo stał
dosyć daleko – jak dla mnie.
-
Śpiewam sopranem, więc mam rozumieć, że trafię do chóru… - zaczęłam, jednak
Styka mi przerwał.
-
Ależ skąd. Jest pani świetną solistką. Ma pani wspaniałą barwę. Szkoda byłoby
zmarnować taki talent. Proszę ze mną… - podał mi rękę. Zapewne wiele się
nasłuchał o moim problemie.
Zaprowadził
mnie do niewielkiego pomieszczenia za sceną i podał plik kartek, na co bardzo
się skrzywiłam. Niestety nie byłam w stanie nic przeczytać, co miało mniejsze
rozmiary niż potężny napis na szyldzie. Na co dzień posługiwałam się Brailem.
-
Tu ma pani tekst. Proszę się zapoznać, za godzinę mamy pierwszą próbę. Zna pani
francuski? – zadawał mi masę pytań.
-
Tak. Całkiem nieźle, tylko jest jeden mały prob… - nie dokończyłam.
-
Doskonale. Przyjdę po panią za dwadzieścia minut. Proszę się rozśpiewać. –
uśmiechnął się i wyszedł. „Co za przedziwny człowiek” – pomyślałam. Wzięłam do
ręki pierwszą z dwudziestu stron i zaczęłam z trudem rozróżniać litery. Po
kwadransie byłam w połowie trzeciej strony.
-
Jesteś gotowa? – nagle do pokoju wparowała Olga.
-
Niezbyt… - mruknęłam i pokazałam jej tekst napisany prawdopodobnie dwunastką,
jak nie mniejszy.
-
Oj… - jęknęła. – Czekaj, pomogę ci. – zaczęła kartkować strony. – Cholera, to
jest po francusku! – skrzywiła się zniesmaczona.
-
No co ty? – zironizowałam.
-
Znasz francuski? – była w szoku.
-
Uczę się od podstawówki. – przytaknęłam.
-
No to żaden problem. Znasz już w miarę na pamięć?
-
No powiedzmy. Larę Fabian chyba zna każdy. – starałam się sama pocieszyć w
zaistniałej sytuacji.
-
Śpiewaj Ala. Może szyby nie pękną. – roześmiała się i zasłoniła plikiem kartek
przed potencjalnym ciosem, który wcale nie nastąpił. Uśmiechnęłam się tylko
niemrawo, bo wcale nie było mi do śmiechu. Pierwszy raz w życiu poczułam się
inna niż wszyscy, co było dla mnie ciężkim przeżyciem. Wzięłam się w garść i
zaczęłam śpiewać. „D'accord, il existait d'autres façons de se quitter…” Nie
zauważyłam nawet, kiedy do pomieszczenia wszedł dyrektor Styka.
-
Pięknie. Masz anielski głos Alicjo! – uniósł ręce ku górze. Rzeczywiście, coś
było z nim chyba nie tak… - Idziemy na salę.
Poszłyśmy
za panem „P” i za chwilę znalazłam się na samym środku sceny. Nogi się pode mną
ugięły. Co za potężna widownia!
-
Muzyka! – krzyknął dyrektor i się zaczęło…
Rozpłynęłam się… Kolejne dźwięki
wydobywające się z moich ust rozlewały się po całej Sali… Słyszałam jak każde
słowo odbija się od każdej ściany… Byłam po prostu w swoim żywiole…