piątek, 11 lipca 2014

Rozdział 3

           Wpakowałam się do samochodu Olgi razem ze wszystkimi tobołkami, a psa usadowiłyśmy na tylnym siedzeniu. Do Warszawy był kawał drogi, ale Olga, jako świetny kierowca łamała wszystkie możliwe przepisy, więc trasa minęła nam szybko. Zaparkowałyśmy na hotelowym parkingu. Olga wyciągnęła nasze bagaże i poszłyśmy w kierunku recepcji. Za ladą stała całkiem ładna blondynka. Wyglądała na sympatyczną.

- Mamy rezerwację na dwa noclegi na nazwisko Alicja Krause – powiedziała Olga, podczas gdy ja rozglądałam się za windą, której nijak nie mogłam dostrzec. Mrużyłam oczy, ale na nic się to nie zdawało.

- Pokój 389 na samej górze. Życzę miłego pobytu. – uśmiechnęła się.
Odeszłyśmy od recepcji, po czym zadałam Oldze pytanie.

- Czy widzisz tu może windę?

- Przed tobą Ala… - mruknęła pod nosem, z trudem powstrzymując śmiech, za co nie miałam do niej pretensji.

- Faktycznie. Przynajmniej ty nie jesteś ślepa. – zrobiło mi się głupio. – Chodźmy wreszcie, padam na nos. – zdecydowałam.
Zaczekałyśmy na windę i wyjechałyśmy na dziewiąte piętro. Odnalazłyśmy nasze lokum i weszłyśmy do środka.

- Całkiem dużo miejsca. – stwierdziła Olga.

- Przynajmniej mamy dosyć długie łóżka. – roześmiałam się.

- Mój brat by się ucieszył! – roześmiała się moja współlokatorka.

- Właśnie. Co słychać u Nikołaja? – spytałam. – Gra teraz w Resovii, no nie?

- Tak. Całkiem nieźle mu idzie. Musisz się kiedyś ze mną wybrać na mecz. Atmosfera na Podpromiu jest niesamowita!

- W sumie, to czemu nie! – uśmiechnęłam się.

- Przecież lubisz siatkówkę. Cały czas śledzisz plusligę.

- Lubię nawet bardzo, ale dobrze wiesz, że nie mam za bardzo na nią czasu. Gdybym widziała chociaż trochę lepiej, kto wie, może spróbowałabym grać. – zastanowiłam się. W sumie, nie byłby to głupi pomysł, chociaż przy moim niewielkim wzroście, mogłabym zostać co najwyżej Libero, a ze swoim „sokolim” wzrokiem, piłki odbierałabym chyba „na czuja”.

- Mogłabyś być trenerem. Masz donośny głos. – roześmiała się Olga. Wzięłam poduszkę, którą miałam pod ręką i rzuciłam w nią z całej siły, głośno przy tym rechocząc.

- Ale tak na poważnie, to szkoda, że nie utrzymali tytułu. – powiedziałam.

- Wielka szkoda. Mieli szansę na trzeciego mistrza. Nikołaj był bardzo zawiedziony, chociaż srebro to dla niego i tak duży sukces.

- Masz rację. – uśmiechnęłam się. – Chodźmy się przejść. O rany! – krzyknęłam nagle. – Frodo został w samochodzie! – złapałam się za głowę.

- Faktycznie. Chodź szybko. Szybko w miarę możliwości, pojawiłyśmy się na parkingu. Mój pies cierpliwie czekał na tylnym siedzeniu, obserwując okolicę.

Olga otworzyła drzwi, a Frodo skoczył na mnie i zaczął mnie lizać.

- Widzisz kochany piesku, jaką masz niedobrą panią? Zostawiła cię samego w tym małym samochodzie. Takiego dużego psiaka! – zaczęłam go przytulać. Chyba mi wybaczył,

- Wypraszam sobie! Mówisz, że Qashqai jest mały? Świetne auto! 150 KM!

- Nie mówię, że jest zły, ale chyba dla dużego zwierzęcia nie ma wystarczająco dużo przestrzeni, nie sądzisz? – próbowałam udobruchać koleżankę. Wzięłam smycz i zapięłam psu.
- Chodźmy się w końcu przejść. Frodo, prowadź piesku! – powiedziałam i ruszyłyśmy w kierunku Pałacu Kultury.


Następnego dnia, Opera Narodowa


- Będzie ciężko. – mruknęłam pod nosem, widząc tłumy ludzi, kręcących się koło sceny. Obejrzałam się dookoła. Trzeba przyznać, że Opera Narodowa robiła wrażenie. Potężny gmach od środka wyglądał jeszcze lepiej niż z zewnątrz. Przechodziły mnie dreszcze na myśl, że za dwa dni będę tu śpiewać przed pełną publicznością.

Zaczęłyśmy schodzić po schodach. Olga szybko i sprawnie, ja wolno i nieporadnie, upewniając się, czy nie zlecę przy każdym kolejnym kroku. Na nic się to nie zdało, bo na samym dole prawie wywinęłabym orła, gdyby nie koleżanka, która ciągle była „w pogotowiu”.

- Dzięki. – szepnęłam uśmiechając się niemrawo.

- Nie ma sprawy. – odwzajemniła gest.

- Panie z Krakowa? – usłyszałam za sobą głos starszego mężczyzny. Odwróciłyśmy się. – Paweł Styka. Dyrektor chóru. – podał mi rękę, którą uścisnęłam.

- Zgadza się. – powiedziała Olga.

- To wspaniale. Czekaliśmy na was. Szczególnie na panią, pani Alicjo.

- Naprawdę? – zdziwiłam się. Nie wiedziałam, że robię za legendę.

- Istotnie. Pani Olgo, panią zaprosimy do chóru. Brakuje nam altów, świetnie, że pani przyjechała. Proszę iść prosto, tam, gdzie stoi nasz kierownik. – wskazał dłonią na wysokiego mężczyznę. Trudno mi było ocenić w jakim był wieku, bo stał dosyć daleko – jak dla mnie.

- Śpiewam sopranem, więc mam rozumieć, że trafię do chóru… - zaczęłam, jednak Styka mi przerwał.

- Ależ skąd. Jest pani świetną solistką. Ma pani wspaniałą barwę. Szkoda byłoby zmarnować taki talent. Proszę ze mną… - podał mi rękę. Zapewne wiele się nasłuchał o moim problemie.

Zaprowadził mnie do niewielkiego pomieszczenia za sceną i podał plik kartek, na co bardzo się skrzywiłam. Niestety nie byłam w stanie nic przeczytać, co miało mniejsze rozmiary niż potężny napis na szyldzie. Na co dzień posługiwałam się Brailem.

- Tu ma pani tekst. Proszę się zapoznać, za godzinę mamy pierwszą próbę. Zna pani francuski? – zadawał mi masę pytań.

- Tak. Całkiem nieźle, tylko jest jeden mały prob… - nie dokończyłam.

- Doskonale. Przyjdę po panią za dwadzieścia minut. Proszę się rozśpiewać. – uśmiechnął się i wyszedł. „Co za przedziwny człowiek” – pomyślałam. Wzięłam do ręki pierwszą z dwudziestu stron i zaczęłam z trudem rozróżniać litery. Po kwadransie byłam w połowie trzeciej strony.

- Jesteś gotowa? – nagle do pokoju wparowała Olga.

- Niezbyt… - mruknęłam i pokazałam jej tekst napisany prawdopodobnie dwunastką, jak nie mniejszy.

- Oj… - jęknęła. – Czekaj, pomogę ci. – zaczęła kartkować strony. – Cholera, to jest po francusku! – skrzywiła się zniesmaczona.

- No co ty? – zironizowałam.

- Znasz francuski? – była w szoku.

- Uczę się od podstawówki. – przytaknęłam.

- No to żaden problem. Znasz już w miarę na pamięć?

- No powiedzmy. Larę Fabian chyba zna każdy. – starałam się sama pocieszyć w zaistniałej sytuacji.

- Śpiewaj Ala. Może szyby nie pękną. – roześmiała się i zasłoniła plikiem kartek przed potencjalnym ciosem, który wcale nie nastąpił. Uśmiechnęłam się tylko niemrawo, bo wcale nie było mi do śmiechu. Pierwszy raz w życiu poczułam się inna niż wszyscy, co było dla mnie ciężkim przeżyciem. Wzięłam się w garść i zaczęłam śpiewać. „D'accord, il existait d'autres façons de se quitter…” Nie zauważyłam nawet, kiedy do pomieszczenia wszedł dyrektor Styka.

- Pięknie. Masz anielski głos Alicjo! – uniósł ręce ku górze. Rzeczywiście, coś było z nim chyba nie tak… - Idziemy na salę.
Poszłyśmy za panem „P” i za chwilę znalazłam się na samym środku sceny. Nogi się pode mną ugięły. Co za potężna widownia!

- Muzyka! – krzyknął dyrektor i się zaczęło…

Rozpłynęłam się… Kolejne dźwięki wydobywające się z moich ust rozlewały się po całej Sali… Słyszałam jak każde słowo odbija się od każdej ściany… Byłam po prostu w swoim żywiole…



Wyjeżdżam jutro do Bułgarii, więc chciałam dodać rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba :) Co powiecie o składzie na MŚ? Pozdrawiam!